piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział:15

Muzyka dosyć mocno dudniła a my tańczyliśmy między tysiącami ludzi. Radośni,uśmiechnięci bez żadnych problemów ludzi. Jak za czasów liceum. Nagle Stan mocno przysunął mnie do siebie i objął w pasie. Posłałam mu uśmiech,który odwzajemnił. Pochylił usta nad  moim uchem chciał mi coś powiedzieć,ale nagle przestała grać muzyka. Wszyscy staliśmy na parkiecie zastanawiając co się stało. W jednej chwili zrobiło się ciemno między nami. Gdzieś w oddali było białe światełko,które odbijało się od reflektora. Spojrzałam w tamtą stronę widząc wysokiego blondyna,który z pistoletem zmierza w naszym kierunku. Cały biały t-shirt jest ubrudzony od krwi. Zaraz za nim biegnie Kate,która jest bardzo wystraszona.Co jest do cholery? Niall wymierza bronią w każdego po kolei. Reszta ludzi ucieka a druga reszta już leży w kałuży krwi. Moje całe ciało opętało strach i jeszcze w dodatku słyszę płacz Theo,którego tu nigdzie nie ma. Rozglądam się i nic oprócz martwych ciał nie widzę. Czując ciepłą dłoń,która należała do przyjaciela.
- Uciekajmy!
- Nie..poczekaj. Niall? To ja? Rose? - zrobiłam krok w Jego stronę a on w moją.
- Nigdy cię nie kochałem. - podniósł broń na wysokości mojego czoła i był bliski naciśnięcia spustu. Słyszałam krzyk przyjaciółki i Stana,który był gdzieś w głowie i wcale go nie potrafiłam odebrać. Cały obraz zaczął się rozmazywać i słyszałam jakieś głosy. Podniosłam cały ciężar ciała siadając na łóżku. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Mocne promienie słoneczne dobijamy się przez szyby wieżowca a Kate układała klocki z Synkiem na dywanie. Zdezorientowana spojrzała na mnie a ja tylko pokiwałam głową.
- Czyżby zły sen?
- Chyba.
- Zapowiada się piękny dzień. - uśmiechnęłam się dołączając do nich.- Pójdziemy dziś na plac zabaw.- pogłaskałam Małego,który rzucał zabawkami.
- Ja dzisiaj chyba zostanę w domu.
- Czemu?- odwróciłam głowę spoglądając na Kate.
- Źle się czuje. Ciągle wymiotuje.
- Uuu. Chyba mały kac?
- Oby.
- No to Ciocia zostanie a my sami pójdziemy. A teraz chodźcie na śniadanie. Babcia pewnie coś smacznego zrobiła.-podniosłam Theo i wyszliśmy z sypialni.


Zabierając wózek oraz parę potrzebnych zabawek wyszłam z budynku,w którym aktualnie pomieszkuje. Mija kolejny dzień i zero wiadomości od strony Niall'a. Jeśli chodzi o ten sen to nawet nie wiem co miał on mi przekazać,albo chociaż znaczyć. Wczoraj dobrze się w trójkę bawiliśmy. Dużo Stan rozmawiał z Kate. Trochę powspominaliśmy,pośmialiśmy i popiliśmy. Było miło,ale dalej nie wspomniałam mu,że mam Syna. Zajeżdżając na pobliski park ujrzałam na drugim końcu miejsce dla najmłodszych. Ubrana w pomarańczowy t-shirt i dżinsowe spodenki idę pchając wózek ścieżką.
Kilka minut później podjechałam pod plac zabaw i udałam się z Theo do piaskownicy robić zamek. Siadając na drewnianym oparciu zaczęłam nakładać piasek,kiedy zadzwonił mi telefon. Mały zaczął ubijać piasek a ja przejechałam po ekranie mając nadzieje,że dzwoni Horan.
- Rose? Gdzie jesteś?- usłyszałam głos kolegi,czyli Stana.
- Yyy. W piaskownicy.W parku.
- Wpadłem do was,ale twoja Mama powiedziała,że jesteś w parku a Kate wymiotuje. Ja tak właściwie jestem w tym parku,ale nigdzie cię nie widzę.- usłyszałam śmiech po drugiej stronie.
Wstałam i zaczęłam machać w kierunku dróżki,gdzie zauważyłam wysokiego,napakowanego chłopaka,który miał na sobie czarne spodnie i szary t-shirt z jakimś napisem. Podniósł czarne okluary przeciwsłoneczne,chyba upewniając się,że to Ja i ruszył w moim kierunku. Kiedy podszedł i się przywitał spojrzał na piaskownicę i na Theo.
- Brat?Chrześniak? Czy Syn?
-To Theo mój syn.- podniósł Malec głowę spoglądając na kucającego bruneta,który przybił mu piątkę.- Hej jestem Stan jestem kolegą twojej Mamy. - podniósł się spoglądając na mnie.- Podobny do Niall'a.
- Ta. - pokiwałam głową.
- Co dziś robicie? Może przejedziemy się na piknik?
- Mówisz o mnie i Theo?
- Tak właśnie.
- No dobrze.
- To co 16 jestem po was?
- Okej.- przytuliłam chłopaka i opuścił plac zabaw.
 Stałam wryta widząc jak postać chłopaka się oddala. Dlaczego takich idealnych ludzi jest mało?

Wybiła dokładnie czwarta popołudniu. Nosiłam po holu zmęczonego Synka,który trochę marudził. Nagle usłyszałam charakterystyczny dźwięk windy,z której wyszedł Stan. Podniósł okulary przeciw słoneczne podchodząc i całując w policzek.
- To Ja tych państwa zabieram.
- Dobrze.- uśmiechnął się Tom.
Wróciliśmy do windy i wcisnęłam numer zero.Winda ruszyła. Chwilę później byliśmy już na parterze. Minęliśmy przemiłe Panie z recepcji i wyszliśmy z budynku przed nami stał wysoki biały Range Rover. Stan otworzył tylnie drzwi gdzie wpakowałam w fotelik Malca. Natomiast Ja usiadłam z przodu obok chłopaka.
- Możemy jechać?
- Jasne.- posłałam ciepły uśmiech i odjechaliśmy. Jechaliśmy bardzo szybko. Słońce przebijały swoje światło przez przednią szybę przez co musiałam założyć okulary. 
- Co tam u ciebie?
- Hmm. Mam ci streścić całe życie?
- Mogłabyś. Dawno się nie widzieliśmy a przyczyna siedzi z tyłu.
Podniosłam głowę widząc małego blondynka,który już smacznie spał.
Zrobiliśmy dużo kilometrów a Nowy Jork dawno został w tyle. Spojrzałam przez szybę i nie dowierzałam.
- Czy to jest Indiańska Wyspa?
- Czyżby Ostatni rok Liceum się Pani przypomina?
- Ooo Tak.- spojrzałam za szybę widząc mnóstwo samochodów. Zaparkowaliśmy na parkingu. Zabrałam Theo na ręce- dalej spał. Tak to wyspa dla ludzi,którzy przyjeżdżali tu na wagary czy na najlepsze imprezy. Na całą małą wyspę,która jest położona na środku jeziora są tylko trzy hotele reszta to namioty.Rzadko kto tu przyjechał nie spać pod gołym niebem. Wspięłam się po drewnianych schodach idąc pomostem na wyspę. Dookoła ludzi, dzieci, studentów.
- Nie byłem tu dawno. Ostatnio chyba jakoś dwa lata temu.
- Wyszedłeś z prawy.- dodałam. - Przecież to twój drugi dom był?
- No właśnie wiem,ale to wina Chris'a. 
- A co z nim?
- Rok temu się ożenił. Nawet na ślub mnie nie zaprosił.
- Czemu?- spojrzałam na chłopaka,gdy położyłam Theo na łóżku na plaży,które wykupiliśmy na jakiś czas.
- Nie wiem. Wszystko było OK. Od roku brak kontaktu.
- Tęskniłem za tym miejscem. I za tobą też.
- Ja za tobą też Stan.- położyłam dłoń na jego ramieniu.-Musisz koniecznie przylecieć do Londynu.
- Za daleko.- puścił oczko.
- Wydaje ci się.
- Przyjaciele znowu razem.- szepnęłam spoglądając na wodę.
Nie wiem dlaczego,ale jeśli Niall się nie odezwie to nie wracam. Postanowiłam tak i koniec.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej ;) Sorki za opóźnienie :x Do next week :))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz