piątek, 27 marca 2015

Rozdział : 12

10:34
Siedzę na ostatniej belce na pomoście. Słońce daje mocne promienie na moje nogi,którymi robię wymachy w przód i w tył. Wieje lekki wiatr,który jak zawsze w tej porze roku jest wcale nie odczuwalny z powodu,że jestem w środku lasu dookoła słychać ptaki. Jest tak pięknie,ale na głos tego nie powiem. Wróciłam znowu. Znowu jestem w Londynie. Za dwa dni lecę do Nowego Jorku do Mamy,która cieszy się bardzo z naszego przyjazdu. Przez dobre czternaście dni,które spędzę w Metropolii muszę udawać,że jest super i nic się nie stało. Dziękuje bogu,że Kate jedzie tam ze mną. Chociaż całkiem nie zdziczeje. Dopiero teraz uświadomiłam sobie,że wciąż mówię i żyje swoimi problemami a Mama? Mieszka ode mnie tysiące kilometrów i jeszcze za oceanem. Zawszę się z nią dogadywałam. Muszę to przyznać. I zawsze ją kochałam i kocham. Ale te kilometry i godziny strefowe nie pozwalają mi na zbyt dużo. Rozmawiam z nią może nie codziennie,ale przynajmniej dwa razy na tydzień przez Skype. To takie trudne, ani się nie przytulisz ani w cztery oczy nie porozmawiasz. A ja ją zostawiłam z tym chujem. Tom. Szkoda,że nie mam skłonności do imion. Nigdy Mama mi nie powiedziała,że żałuje tego,że jest z nim. Ale ja czuję to. Czuję,że nie jest z nim szczęśliwa. Ostatni raz przyjechała do nas ponad rok temu jakoś jesienią. Nawet na gwiazdkę jej nie widziałam. Tylko ciągle Skype,Skype. 
- Długo tak siedzisz?- odwróciłam głowę i zobaczyłam brunetkę w dżinsowych spodenkach i morskiej bokserce stojącą na początku pomostu. 
- Zbyt krótko.- uśmiechnęłam się widząc Kate siadającą obok mnie.- Zaraz jak Niall pojechał zawiozłam go do Taty i tak sobie tu siedzę.
- Pozbyła się dziecka. Co za Matka...- Dawno nie rozmawiałyśmy. Nie plotkowałyśmy. Brakuje mi tego, Ciebie.- spojrzałam na przyjaciółkę,która wpatrywała się w falującą wodę. 
- Też czuję taki brak,ale widzisz. Nie ma kiedy. 
- Eh.. Masz rację nie ma. Tyle lat było dobrze, spokój. A znowu On chce walczyć. Znowu chce..
- Mnie. - dodałam będąc myślami daleko.
- Będzie dobrze. Harry odebrał dziś bilety,które zabukował razem z Niall'em na pojutrze. 
- Super. Mama już na nas czeka.
- Musimy uciec. Ty musisz z Theo.
- Jeśli mówisz "musimy" mam namyśli Ciebie, Harry'ego, Niall'a, Zayn'a, Louis'a, Theo i Siebie. A nie tylko naszą trójkę. On jest już w pobliżu. Czuję to. Czuję,że nie popuści. Mike był zawsze taki. Postawi na swoje i walczy do końca. To się u Niego nie zmieniło.

Dave

Jechałem autostradą Liverpool- Londyn. Za dobrą godzinę będę w Stolicy Wielkiej Brytani,gdzie dołączę do Mike i reszty,którzy są już tam od ósmej. Odwróciłem głowę na siedzenie pasażera,gdzie leżała kartka A4 z napisem " The Collonade Hotel London" obstawiam,że tam właśnie mamy się spotkać. 

Wjechałem windą na trzecie piętro. Stalowe drzwi rozsunęły się i zrobiłem krok w kierunku korytarza. Udając normalnego turystę a nie jakiegoś morderce szukałem pokoju 234. Kiedy stanąłem przed drzwiami z takim samym numerkiem wszedłem do pokoju. Rzuciłem torbę zaraz przy wejściu i udałem się do sypialni,gdzie było słychać głosy.Nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi. Lucas z Edd'em mieli skierowaną we mnie broń. Widząc moją postać schowali spluwy i odwrócili głowę do Władcy - Owen'a. 
- Szybciej dupy nie mogłeś ruszyć?
- Spierdalaj Mike.
- Siadaj.- wysunął mi krzesło i zająłem obok Niego miejsce.
- Co to jest?- pokazałem na wielką mapę,na której widać kółka,kropki, napisy umieszczone czarnym markerem. 
- Mapa debilu. Tu mieszka Horan,czyli obok jeziora. 200m dalej mieszka Styles. Musimy wszystko zrobić zgodnie z planem. Zaczynamy o drugiej w nocy. 


Rose

Siedziałam w kuchni Kate i Harry'ego myśląc jak dalej potoczy się moje życie. Czy w ogóle przeżyje do jutra? Niall'a nie ma. Będzie dopiero za dwa dni. Dopiero. I do jego przyjazdu mieszkam u Przyjaciół. Kątem oka widzę Theo,który zmierza w moją stronę z czerwonym klockiem. Harry siedzi na dywanie,gdzie bawił się z Małym a sprząta po obiedzie. Chciałam jej pomóc,ale jak to Ona " Nie chce niczyjej pomocy". 
- Mama pac. - podszedł mały, do którego się nachyliłam.
- No widzę, klocek? K-L-O-C-E-K. - tłumaczyłam mu,aby jak najszybciej łapał słowa. - Idź do wujka Harry'ego ułożycie razem wieże.- powiedziała Kate wycierając ręce czerwonym ręcznikiem. Maluch momentalnie odwrócił się.
- Pomóc ci w czymś?
- Oszalałaś.
- Nie, nie oszalałam. Po prostu u nas jesteś dwadzieścia cztery na dobę robisz u nas. I jeszcze u siebie Zapierdzielasz. Chcę ci pomóc. Chyba zacznę ci płacić. - uśmiechnęłam się spoglądając na przyjaciółkę,która usiadła naprzeciw mnie przy stole kładąc dwie szklani wypełnione pomarańczowym sokiem. 
- Idziemy się przejść? Zabierzemy Małego.- spytała biorąc łyka soku. 
- Theo chodź pójdziemy na spacer z ciocią Kate? Co?  - podeszłam do chłopca,który chwycił moją dłoń i wyszliśmy z domu. 
Spacerując dróżką dużo rozmawiałyśmy, wspominałyśmy. No co innego. Theo zbierał kamyki,które później wyrzucał i znowu zbierał i wyrzucał. Dziecko.
- Czuję się straszne,że znowu zaczęła się ta cała walka. 
- Ja też. - spojrzałam na Jej zmartwioną twarz. - Wszystko byłoby łatwiejsze,gdyby On już nie żył. To się nigdy nie skończy,jeśli go zabiją lub jeśli On nas zabije. 
- Rose nawet tak nie mów! A na pewno już tak nie myśl! Jeśli,ktoś tu umrze to będzie tylko i wyłącznie Mike nikt inny. Rozumiesz! 
- Przecież my i tak będziemy bezpieczne? No jakby inaczej? Skoro nas wysyłają na drugi koniec świata.
- Przesadzasz. 
- Zrozum,że Ja nie potrafię tak żyć,że tu Niall walczy a ja jestem w Nowym Jorku. A ty? Co nie masz tak?
- Ehh. No dobrze może masz racje. Wy tworzycie rodzinę. To co innego niż Ja i Harry w ogóle to nie wiem czy Ja się o Niego boję.
- Chwila?..- odwróciłam się do dziewczyny,która kucnęła koło Theo,który nie umiał  podnieść kamienia. - Co masz na myśli?
Spojrzała na mnie i spojrzała znowu na Theo.
- Ej Kate? Co jest? 
Wstała i na mnie spojrzała.- Nie układa się nam.
Zobaczyłam,że jesteśmy przy moim domu przy głównym wejściu.Poczułam się jakbym nie była sama. Myślałam,że się wszystkim układa. Zawsze byli przykładem prawdziwej miłości,nawet ,że to Kate twierdziła,że to my obrazujemy tą najpiękniejszą parę. Chodzą tyle samo co my. Siedem lat. Zawsze było dobrze? No może kiedyś tam Styles przeleciał jednorazowo jakąś laskę,ale oprócz tego wszystko było idealne? Więc? Co jest za powód?
- Czuję,że ta miłość siedmioletnia wypala się powoli. Po prostu jesteśmy ze sobą za długo. Nie ma zaręczyn,ślubu, dzieci. A ty? Ty narzekasz,że twój związek jest taki nie idealny. O co ci chodzi? Masz syna, chłopaka? No fakt,może ślubu tu brakuje,ale z braku laku rodzinę już tworzycie.
- Dla mnie rodzina to Mąż,Żona i Dzieci. Jak na razie to jest tylko jedna rzecz z tych trzech zrealizowana. Daj czas Harry'emu. On cię kocha. Wiem i widzę to. Chodzicie na randki, namiętność i co byś innego chciała. Przyjdzie kiedyś taki dzień kiedy zapyta się ciebie,czy zostaniesz jego żoną. Zobaczysz. - przytuliłam przyjaciółkę,a Ona uśmiechnęła się tylko.

Noc

Obudziłam się bez przyczyny. Theo spał obok. Dostałam sypialnie Harry'ego i Kate. Jestem na nich zła,że oddali mi swoje królestwo nawet,że będę tu tylko przez dwa dni. Coś mi mówiło,aby wstała. Nie zastanawiając się wstałam i wyszłam z pokoju upewniając się jeszcze czy Syn śpi. Zamknęłam powoli drzwi i zeszłam na dół,aby się czegoś napić. Wchodząc do kuchni otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam dzbanek z sokiem pomarańczowym. Nalewając byłam myślami daleko. Niall nie dzwonił. Nie interesuje się. Nie martwi się. Podejrzane,albo go gówno to obchodzi. 
- Czemu nie śpisz?- prawie podskoczyłam słysząc głos Harry'ego,który szepnął mi do ucha.
- Nie strasz mnie Okey?- zaczął się cicho śmiać i podsunął mi drugą szklankę,którą również napełniłam sokiem. 
- A ty? 
- Jest za dziesięć druga w nocy. Usłyszałem,że ktoś schodził po schodach. Jestem czujny i wszystko słyszę , więc wolałem sprawdzić. Wychodząc zobaczyłem Ciebie,a po chwili usłyszałem jak otwierasz lodówkę. Stwierdziłem,że pić mi się chcę i siedzę tu właśnie sobie z Tobą. 
- Dziękuje za towarzystwo... Niall?- skinęłam głową widząc przez okno światła samochodu,które podjechały pod nasz dom. 
- Co Niall? - Odwrócił się Styles,również spoglądając w okno.
- On miał być w środę rano. Trochę podejrzane. W ogóle zadzwoniłby. - Zobaczyłam,że sięga po telefon stacjonarny i wybiera jakiś numer.
- Zac? Słuchaj mamy problem. Masz 5 minut,aby tu przyjechać rozumiesz? Ktoś podjechał pod dom Horana. I już chyba wiem kto. 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej ;)
Rozdział akcji! :D :D
A tak z innej beczki : Smutno? Trochę? Nie? :c 
1D się rozpadło. Bez Zayn'a to już nie 1D ;X

Do następnego Piątku :))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz