sobota, 21 lutego 2015

Rozdział : 7

Godzina 17:25.
Biegam po domu: Kawa, dresy, pół makijaż, luźna fryzura i śmiech Dave.To straszne,że do balu została tylko godzina i trzydzieści pięć minut. Chłopak siedzi spokojnie jedząc jabłko na kanapie oglądając telewizję a ja latam i coś robię. W sensie z sobą. Wbiegam do swojego pokoju słysząc jak ktoś dobija mi się przez telefon. Przesuwam palcem po ekranie na zieloną słuchawkę - Niall.
- Cześć!
- Hej skarbie. Jak tam?- pyta i słyszę w oddali Theo.
- Ooo Synuś. Co robicie? A u mnie dobrze.
- Układamy wieże z klocków.. Theo nie tu tam połóż. O tak. A jak twoje przygotowania do Balu?
- Powoli,powoli ale do przodu. No dobrze.
- Myślę,że nam wyślesz zdjęcie twojej kreacji?
- Oczywiście!
- A kiedy dostaniesz wolne i nas odwiedzisz?
- Ehh. nie wiem. Może w przyszłym tygodniu się coś załatwi. Ale nie obiecuję.
- Rozumiem. Przepraszam cię,ale ktoś się dobija do drzwi. Zadzwonię rano i opowiesz jak było. I nie zapomnij zdjęcia przesłać. Pa! -krzyknął a ja nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Czas leciał bardzo szybko. Co spojrzałam na zegar wiszący na ścianie to było coraz bliżej dziewiętnastej. Właśnie dochodziła 18:30 i wciągałam na siebie sukienkę,którą wczoraj kupiłam.
- Rose! Ja już jadę! Za 15 minut masz taksówkę pod domem! Do zobaczenia!- usłyszałam Dave i trzask drzwi. Wyszedł. Podeszłam do komody i zabrałam maskarę oraz parę odcieni nie za ciemnych i lekko różową pomadkę. Wszystko warstwowo nakładałam na siebie.Włosy wyprostowałam i spięłam je do tyłu a na nogi założyłam szpilki. Podnosząc się spojrzałam w lustro. Obróciłam się o 180 stopni dodając lekki uśmiech. Muszę powiedzieć,że nawet, nawet. Pierwszy raz kupiłam i założyłam do ziemi sukienkę. I pierwszy raz w takiej dobrze wyglądam. Obróciłam głowę na zegar,który wybił dokładną godzinę kiedy czekać ma na dole taxi. Zabrałam maskę i kopertówkę wychodząc z pokoju jak i z mieszkania. Następnie zbiegłam na dół. Popchnęłam drzwi główne i ujrzałam pojazd. Otworzyłam drzwi zajmując na tyłach miejsce i ruszyliśmy.

*


Mijaliśmy kilka ulic, ludzi, pojazdów i nawet korek. Bardzo martwiłam się,że się spóźnię,ale jednak dojechaliśmy na czas i to cztery minuty przed rozpoczęciem. Kierowca zatrzymał się przy budynku. Wysiadłam z pojazdu idąc czerwonym dywanem do szklanych drzwi,gdzie stał mężczyzna w garniturze.
- Proszę o założenie maski. 
- O tak już,już.
Wyciągnęłam maskę,którą zawiązałam i weszłam do środka. Całe wnętrze wchłaniał kolor złoty. Dominowały róże koloru białego. Wszędzie chodzili w garniturach kelnerzy z tacami a na nich kieliszki z białym szampanem. Zabrałam jednego i udałam się pod bar obserwując wszystkich. Naprzeciw ustawione były okrągłe stoły a na nich był biały obrus z złotymi świecami na środku. Muzyka leciała cicho i zarazem spokojnie. Wszyscy dookoła rozmawiali. Nagle poczułam,że ktoś staje obok mnie wpatrując się w ten sam kierunek. 
- Witaj Rose. - odwróciłam głowę i wiedziałam dobrze kto to. Nie był to Dave,lecz Tom. Był bardzo elegancki pijąc szampana mając na twarzy również maskę.
- Jak mnie poznałeś Tom?
- A ty?
- Po głosie. A mnie?
- Po urodzie.- uśmiechnął się.
- A gdzie żona?
- Rozmawia z koleżanką gdzieś" tam". A gdzie Dave?
- Gdybym wiedziała.
- Zatańczymy? 
Odłożył nasze kieliszki a następnie wyjął dłoń w moim kierunku. Raptownie dałam mu swoją i weszliśmy w tłum tańczących. Momentalnie wszystko się zaczęło. Jak na balu w jakimś pałacu. Każda para ruszyła z walcem. Wyglądało to perfekcyjnie. Wolnym ruchem zmierzaliśmy w lewą stronę. Para za parą. 
- Dobrze tańczysz.-odezwał się patrząc na moją twarz.
- Ty również.-uśmiechnęłam się.
Wszystko było takie idealne. Nagle mężczyzna mnie obrócił i wpadłam na kogoś. Podniosłam wzrok i od razu poznałam go. Wiedziałam,że to Dave.
- Zatańczymy.- usłyszałam ponowne pytanie i dalej ruszyliśmy robiąc kolejne kółko kontynuując walca. 
- Ślicznie wyglądasz współlokatorko. 
- Tobie bardzo dobrze leży garnitur Dave.
Poznał mnie a Ja jego. 

*

Siedzieliśmy na ławce na dworze. W tle leciała muzyka. Na niebie księżyc. Gdzie niegdzie ludzie i ciche rozmowy na powietrzu. Wpatruję się w gwiazdy myśląc o rodzinie. Znowu wracam do tematu,który tak naprawdę nie ma sensu.
- O czym tak myślisz?
- O tym czy kiedyś założę suknie ślubną.
- Pewnie kiedyś tak.
- Właśnie kiedyś. 
- Dużo myślisz o rodzinie?
- Oczywiście.
- A tutaj? W Liverpool'u?
Spojrzałam na krzewy rośliny,aby uniknąć jego wzroku. 
- Rose? 
Poczułam jak zdejmuje moją maskę a ja wbijam wzrok w jego oczy. Powoli zbliża się do mnie,a ja myślę co będzie dalej. Do czego zmierza. Dopiero gdy jest na tyle blisko dobiega do mnie co jest grane.
- Przestań.-odsuwam go od siebie. 
- Przepraszam.. - rzekł i oddał mi maskę.
- Muszę iść do toalety. - wstałam podnosząc suknie,aby jej nie przydrepnąć i wchodzę do środka. Zderzam się z potem i alkoholem. Z ciszy robi się hałas. Szmery,krzyki, rozmowy. Wszystko się zagusza. Kieruję się strzałką i wchodzę do łazienki. Opieram się rękami o umywalkę i wbijam wzrok w dół. Zamykam oczy. Bije się z myślami w głowie. Większość jest z wydarzenia,które miało miejsce przed chwilą. Jest mi z tym źle. Czuje się jakbym zdradziła Horana a tego oczywiście nie zrobiłam. Gorzej z Dave'm. Jeśli on czuje coś do mnie. To musi się liczyć z tym,że ja tego nie odwzajemne. Po chwili czasu wracam na ławkę,gdzie dalej siedzi Chłopak.
- Idę chyba do domu.. Jest późno.
- Pójdę z Tobą.
Wiedziałam.
- W porządku. 
Weszliśmy do środka idąc do Tom'a i jego Ojca ,czyli Szefa dziękując za zaproszenie. Następnie wychodzimy i decydujemy się na spacer do domu. Powoli zmierzamy każdą uliczkę,mijamy przechodnich i różne sklepy. Co prawie metr stoi lampa i oświetla chodnik. Idę patrząc się na boki z myślą jak się czuje Dave po odrzuceniu od Niego pocałunku. Nie odzywamy się do siebie. I wiem kogo jest to zasługa. 
Piętnaście minut później zachodzimy na naszą ulicę i wchodzimy na teren kamienicy i następnie do środka. Wspinamy się na trzecie piętro i po chwili Brunet otwiera kluczem drzwi i wpuszcza mnie w przejściu. 
- Jesteś zły? 
- Nie skądże. To ja powinienem być zły,ale tylko na Siebie. - rzekł kładąc marynarkę na krześle. 
Rozbieram buty czekając na dalszy ciąg naszej rozmowy. Nagle słyszę dźwięk dzwonka jego iPhone. Wyciąga telefon z kieszeni spodni i odbiera.
- Co? Jak to? A kiedy? Dobrze przekaże. A kiedy pogrzeb?
Spoglądam na Dave a On na mnie. Jestem przerażona i widzę zdziwienie i przerażenie na Jego twarzy. Nagle rzuca komórkę na sofę i podchodzi do mnie.
- Pan Ed Whoston nie żyje. Zamordowano go. 
Patrzę na niego osłupiała. Co? Mój szef? Taty przyjaciel? Jak to? Brat mojego tymczasowego szefa? Jezu!?
- Ale jak..- czuję łzę na policzku.
- Muszę na chwilę wyjść.- widzę zdenerowanie u niego. Nawet lekką złość. Zakłada na siebie z powrotem marynarkę i następnie wychodzi.
O CO TU CHODZI?!

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej :))
Jak sie podoba?
Do next weekendu!
Czytasz-komentujesz :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz